• „PRAT”  JACEK DRĄŻKIEWICZ,
  • ul. Ogrodowa 1;  96-325 Radziejowice;   NIP: 838-164-28-79
  • Szybki kontakt: (22) 408 04 43;  48.733 70 50 70

Czy leci z nami pilot ?

Oto pytanie, jakie stawia sobie każdy turysta wybierający się w daleką trasę. Tour leader , jak nazywają naszego pilota w świecie, rozdaje klucze do pokoju 
hotelowego, dba o to, by prześcieradła były czyste. Jeśli nie są, to w obecności turystów popisuje się tak zwaną interwencją – robi ostrą awanturę lub łagodną uwagę, w zależności od temperamentu jakim dysponuje.

Dba o to, by turystom nie biegały pod łóżkami szczury ani białe myszki, zwłaszcza rano, a nad głową nie latały komary, i by w głowach nie lęgły się poczwarki nieprzystosowania i strachu. Stara się o to, by turyści wyspali się wygodnie, zostali nakarmieni, przewiezieni z hotelu pod obiekt, żeby ten obiekt został prawidłowo rozpoznany, ogapiony, obfotografowany. Dba o to, by turysta się umył, przebrał i spakował w odpowiednim czasie. Żeby nie zgubił dokumentów, pieniędzy ani żony, albo wszystkiego jednocześnie. Dba o to, by turysta był zadowolony.
Gdy jednak nie ma słońca tylko pada deszcz – to niechybnie z winy polskiego pilota, francuski accompagnateur ma to gdzieś. Gdy obiekt jest ni stąd ni zowąd zamknięty – to oczywiście z winy  polskiego pilota, angielski Tour leader ma to w nosie. Gdy autobus spóźnia się na obiad z powodu korków w mieście – to z winy polskiego pilota, po amerykańskimtour leaderze po prostu to spływa.
Gdy grupa jedzie cały dzień autobusem w piekielnym upale, drogą trzeciej kolejności usuwania dziur po monsunie, nie ma gdzie wypić kawki, herbatki, zjeść zupki, a do tego wciąż psuje się air condition i kierowca ledwo zipie – oh, to typowa sprawka polskiego pilota. Włoski cicerone w taką trasę w ogóle by się nie wybrał.

Autor: Danuta Orlewicz